A Rafał Kalukin w 2014 roku, po aferze taśmowej, napisał w „Newsweeku”:
„Starej inteligencji już nie ma, wymarła. A wraz z nią inteligencki etos bezinteresownej służby na rzecz dobra wspólnego. Jej miejsce zajęła długo wyczekiwana klasa średnia. Nieźle już wykształcona i całkiem kompetentna. Tyle że egoistyczna, krzątająca się wokół własnych interesów. To z niej rekrutują się przedstawiciele nowej elity politycznej. Obce są im zarówno stare inteligenckie etosy, jak i te całkiem niedawne, w których bogactwo bywało źródłem prestiżu, o ile nie pochodziło z działalności publicznej.”
Liczba osób o nazwiskach Polak, Czech, Niemiec, Rusek, Włoch, Francuz, Węgier, zameldowanych w Polsce, na podstawie bazy danych portalu „MoiKrewni.pl”:
Poniżej przedstawiam wszystkie (lub prawie wszystkie) polskie nazwiska pochodzące od miejsca lub grupy narodowej/etnicznej. Odpowiednimi kolorami zaznaczyłam nazwiska przedstawione powyżej oraz im pokrewne:
/źródło: artykuł w Wikipedii pt. „Polskie nazwiska”, gdzie niektóre z nazwisk mają odnośniki do wyjaśnień/
O zastosowaniu takiego nazwiska, najpierw przezwiska, decydowało pochodzenie z określonego kraju, regionu, obszaru, miasta, narodu, grupy etnicznej, itp. Ale w takim razie, co z Polakiem (nazwisko) w Polsce? Zapewne był Polakiem w rejonach z przeważającą ilością nie-Polaków, w Polsce pod zaborami, w warunkach pogranicza geograficzno-kulturowego lub w innych okolicznościach. Jednak nie ma absolutnej pewności, co do wszystkich form „Polaka” i jest to opisane tu >>.
„Nazwiska w Polsce to późne historycznie zjawisko, ponieważ powstały dopiero u schyłku średniowiecza. Początkowo objęły szlachtę (XV-XVI w.) i stopniowo rozprzestrzeniły się na mieszczaństwo i chłopstwo. W dwóch ostatnich grupach społecznych proces ten trwał do poł. XVII w. Wyjątkowo na niektórych terenach (np. Wielkopolska, Płockie, Kresy Wschodnie) i u niewielkiego odsetka osób trwał on nawet do XVIII w.
W okresie staropolskim posiadanie nazwiska regulowało prawo zwyczajowe, dopiero państwa zaborcze (XVIII/XIX w.) wprowadziły pierwsze akty prawne wprowadzając m.in. obowiązek posiadania nazwiska dla wszystkich grup społecznych, dotenczas bowiem zwyczaj ten nie przyjął się wśród Żydów.
(…) W tym ścisłym znaczeniu nazwisko na ziemiach polskich funkcjonuje na podstawie prawa stanowionego od XIX wieku.” /źródło: wikipedia/
Podział administracyjny Rzeczypospolitej Obojga Narodów w 1619 r. / Autor: Poznaniak [CC-BY-SA-3.0] / źródło
Maj 2014. Zbliżają się wybory do Europarlamentu. Ilość partii startujących w tych wyborach oraz przaśność reklam i bloków przedwyborczych przypominają mi początek lat 90-tych ubiegłego wieku. We wrześniowych wyborach do Sejmu w 1993 roku zarejestrowanych było 35 komitetów wyborczych, do Senatu trochę mniej. W obecnych wyborach zarejestrowano tylko 9 komitetów wyborczych, jednak w obrębie niektórych komitetów startują członkowie innych partii i stowarzyszeń – w sumie naliczyłam 17 różnych środowisk politycznych, w tym jedno węgierskie: Jobbik, reprezentowane przez jedną osobę startującą właśnie w Polsce, bo to wybory do Parlamentu Europejskiego.
Dlaczego obecne reklamy i audycje wyborcze wydają się przaśne i prymitywne? Politycy na czas krótkiego występu klipie wyborczym przekształcają się w aktorów o manierze kilkulatków występujących w przedszkolu lub przed gośćmi na domowej uroczystości. Aktorstwo niedojrzałe, jak dla idiotów, uzupełnione pustymi frazesami i zgranymi hasłami tyczącymi „najlepszości” danej partii lub świetlanej wizji Polski pod jej rządami.
Zastanawiam się, co decyduje o ciągłym używaniu takich metod? Brak materiału politycznego, czyli samych polityków, czy przekonanie o mentalnej gnuśności polskiego społeczeństwa? Nie wiem, może wszystkiego po trochu. W każdym razie za „szklanym okienkiem” widzisz za pół-idiotę, mającego Cię za jeszcze większego idiotę. Wprawdzie coraz rzadziej zdarza się agresja, jaka była charakterystyczna dla polityków z początków III RP, politycy okrzepli, jeszcze bardziej się wycwanili, ale jej echa słychać nadal pod przykrywką swoistych, niedojrzałych manier politycznych.
Wspomniałam, że wybory te przypominaną mi wybory z roku 1993. Również powrót Janusza Korwin-Mikke, przywołuje tamten czas, jednak decydujące jest wrażenie ogólnego zacofania politycznego w Polsce, jakiś zastój od czasów zaraz po Okrągłym Stole; jak za Księcia Piasta, co przy Okrągłym Stole jadał… a głównie wódkę pijał.
Dla porównania całej sytuacji jeszcze słynne sceny parlamentarne z „Dnia świra” Marka Koterskiego z 2002 roku. A potem filmik z prawyborów we Wrześni w roku 1993.
Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. „Jestem za a nawet przeciw”, po dwóch dekadach, w wykonaniu innego zawodnika wagi przyciężkiej. „Wzmacnianie lewej nogi” i udawanej prawej. Gdzieś w tle czają się „plusy dodatnie i plusy ujemne”. Bezideowość, letniość, lanie wody. Kicz polityczny, czyli jeleń na rykowisku w Belwederze. Notabene, łowca saren.
Zima minęła. Śniegi stopniały. Zdarza się czasem, że topniejący śnieg odsłania brzydsze elementy otoczenia. Zaraz po zimie polska rzeczywistość polityczno-społeczna stała się jeszcze smutniejsza. Przerażająca katastrofa pod Szczekocinami. Wynik błędów i zaniedbań wielu rządów, zwłaszcza ostatniego. Co więcej, katastrofa jest kolejnym w serii tragicznym wypadkiem na torach.
W tym samym czasie groteskowa afera solna. I parę innych skandali. Nie chce się już nawet tego śledzić. I to odczucie, że władza, a przynajmniej jej część, ma ludzi za idiotów. Władza oszukiwała kiedyś, za komuny. Dlaczego teraz?
Co gorsza, polska polityka przypomina walki plemienne w Afryce. Jedni wyrywają cenne dobra innym. Współpraca między ekipami – szczątkowa. W Afryce Hutu wymordowali Tutsi. Niektórzy wierzą, że również Smoleńsk był mordem politycznym. To chyba ze zmęczenia taką Polską.
Było to dawno temu, czasach gdy jeszcze prawacy bili się z lewakami, w głębokich mrokach średniowiecza…
Bajka o potrzebie wyróżnienia się. O potrzebie dobitnego zademonstrowania swojej odmienności, bez żadnej wyraźnej potrzeby. O potrzebie pokazania, że jest się lepszym od drugiej, pogardzanej strony. Opowieść o kompleksach.
Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka. Nie masz Polaka bez chęci zaznaczenia swej wyższości na rodakiem. Rodacy, do pracy! Nad sobą.
Jacek Malczewski – „Melancholia” 1890-1894 / źródło
„Zwycięska wojna rosyjsko-turecka nie wpłynęła na osłabienie demokratycznych i socjalistycznych ruchów opozycyjnych w Rosji. Były one wszakże skutecznie i bezwzględnie zwalczane, głównie przez tajną policję i żandarmerię. Niektóre z bardziej radykalnych organizacji zmieniły więc swą taktykę działania i w odpowiedzi na terror policyjny zaczęły stosować terror antypaństwowy. Dotyczyło to m.in. organizacji „Narodna Wola”, której komitet wykonawczy podjął decyzję o zabiciu cara. Po wielu nieudanych próbach, z których car wychodził bez szwanku, zwykle na skutek przypadkowych okoliczności – 13 marca 1881 Aleksander II zginął w zamachu bombowym dokonanym przez działacza organizacji Narodna Wola – Białorusina lub, według innych źródeł, Polaka Ignacego Hryniewieckiego. Jego śmierć przekreśliła plany wprowadzenia w ponad 75-milionowej Rosji nowoczesnego państwa konstytucyjnego z bardzo ograniczonym, ale jednak wreszcie realnym udziałem ludu we władzy, który miał poddanych przemienić w obywateli. Tron po Aleksandrze II przejął syn Aleksander III (1881-1894), który powrócił do polityki despotyzmu cofając wszystkie reformy demokratyczne ojca.”
Gdyby nie zamach, Rosjanie byliby dziś może naszymi szanowanymi braćmi Słowianami, nie zaś średnio lubianym narodem ludzi post-radzieckich, mało sympatycznych nowobogackich i nieludzkich przywódców na samym szczycie piramidy. A może Polski nie byłoby w ogóle? Gdyby nie było zamachu, nie byłoby tu mnie? To chyba o wiele trudniejsze pytanie 🙂
Wywiad, jakiego we wrześniu 2008 roku udzielił, zmarły w marcu 2009 roku, prof. Paweł Wieczorkiewicz, dla Fronda.pl: „Rosja ma potężną partię w Polsce”.
Z innego tekstu („Napiszmy historię Polski od nowa”):
O Michniku
„Nie sugeruje pan chyba, że Michnik był agentem?
Agentem nie był. Był natomiast potężnym graczem, działającym właśnie za kulisami. W 1989 roku pojechał do Związku Sowieckiego, aby dogadać się z tamtejszymi towarzyszami ponad głową Jaruzelskiego. Był zbyt inteligentnym, zbyt ambitnym człowiekiem, żeby nie dojść do wniosku, że sam III RP nie zbuduje i nie zrealizuje swoich koncepcji. Dlatego próbował podjąć współpracę z Moskwą, ale podkreślam – nie była to współpraca natury agenturalnej, tylko rodzaj gry politycznej. Michnik tłumaczył to sobie zapewne mniej więcej tak, że idzie z tymi progresywnymi, liberalnymi towarzyszami spod znaku Gorbaczowa, żeby poprawić komunizm. Hasło Michnika i Gorbaczowa było przecież takie samo: socjalizm z ludzką twarzą.”
O wschodnim wywiadzie
„Panie profesorze, czy w swoich analizach nie przecenia pan roli tajnych agentów i służb?
Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby. (…)
Gomułka i Breżniew w NRD
Czyli służby naszego wschodniego sąsiada nadal działają na wielką skalę w naszym kraju?
To były i są najlepsze, najbardziej sprawne służby na świecie. Służby, które łączą bezwzględność z wielkimi koncepcjami i potrafią patrzeć daleko do przodu. Jak pisał Bułhakow: dokumenty nie płoną. Wszelkie palenie akt to zwykły teatr. Niszczy się zawsze jakieś duplikaty, bezwartościowe kwity administracyjne i tym podobne rzeczy. To co najważniejsze, to co ma prawdziwe znaczenie – zawsze się zachowuje. W przypadku PRL – w Moskwie. Nie jest tajemnicą, że kopie akt polskiej bezpieki szły do Moskwy. Oni mają wszystko i dzięki temu do dziś kontrolują wielu agentów. Agentury tej prędko nie odkryjemy. Dopiero teraz, po 60, 70 latach z trudem dokopujemy się do prawdy o agenturze sowieckiej w II RP. Ale warto mieć świadomość, że tacy ludzie u nas działają. I to na najwyższych szczeblach. Należy o tym pamiętać zawsze, gdy dochodzi do jakichś konfliktów czy sporów polsko-rosyjskich. Należy wówczas uważnie wsłuchać się w debatę publiczną: artykuły prasowe, wypowiedzi polityków. Od razu widać, kto reprezentuje rosyjski punkt widzenia.”
Na stronie Stanisława Michalkiewicza znalazłam dwa obrazki, które mogą być historyczną aluzją do aspiracji, dążeń i działań „anty-krzyżowców” spod Pałacu.
Podpis pod pierwszą ilustracją głosi, że „Czerwona Moskwa nie powinna dłużej wyglądać w tak nieodpowiedni sposób”. Chodzi oczywiście o cerkiew pośrodku. Autor podpisu pod drugą ilustracja odgraża się, że „wypełnimy postanowienie KC WKP (b) – przebudujemy Czerwona Moskwę! Damy jej wygląd, jaki przystoi socjalistycznemu miastu!”