Wiersze znanych poetów: K. Iłłakowiczówna, F. Tiutczew, J. Liebert, R. Frost, O. Mandelsztam, E. Montale, D. Dunn, G. Celaya, H. O. Zbierzchowska, K. I. Gałczyński, T. Różewicz, E. Stachura, J. Ashbery, K. Dąbrowski, R. Krynicki, L. Lament, S. Jesienin, D. Mahon, L. Wójcik, K. Kawafis, S. Conn, A. Ch. Swinbourne, L. Moore, T. S. Eliot, K. Amis, D. J. Enrihgt, R. M. Rilke, S. Deane, S. Heaney, I. Hamilton, J. Fuller, D. Harsent, W. Peskett, T. Paulin, Z. Herbert, C. Raine
Wiersz Fryderyka Hölderlina (1770-1843) pt. „Połowa życia” z 1804 roku. Tłumaczył Stefan Napierski. Jest to jeden z najbardziej znanych wierszy poety.
Połowa życia
Żółtymi gruszami zwisa
I pełne dzikich róż
Wybrzeże w głębię jeziora.
Wy, nadobne łabędzie,
Pijane od pocałunków,
Nurzacie wzniosłe łby
W święte i trzeźwe wody.
Biada mi, skąd wezmę, gdy
Zapada zima, kwiatów, i skąd
Słoneczny blask
I cienie ziemi?
Mury sterczą
Bezmowne i zimne, na wietrze
Brzęczą chorągwie.
Poniżej znajduje się nieskładne, tylko trochę przeze mnie poprawione, tłumaczenie automatyczne z niemieckiego. Nie znam dobrze języka.
„Strofy mają 42 i 41 sylab, czyli wiersz jest symetryczny, z przerwą dokładnie w środku. Użyte symbole: grusza – róże – woda – mury – brzęczące chorągwie mogą wskazywać w swojej sekwencji kształt paraboli, której wierzchołek leży pośrodku wiersza. Przerwa między dwiema zwrotkami, do którego jest więc wyraźnie podkreślić, jest zdaniem niektórych autorów za Hölderlina symbol wzniosłości. Blokowanie pomiędzy dwa znaki powstaje Wasser i kolejnych Weh-Fragen pytania, ostatecznie kończąc Winde, wydechu życia.”
„Dziad i baba” J. I. Kraszewskiego, z 1838 roku. Wiersz, wierszyk, niby-ludowa opowiastka, pół-legenda. Jednocześnie przykład dzieła literackiego, którego się dokładnie nie pamięta i nie wiadomo skąd zna – autor też niepamiętany. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Zdaje się, że jeszcze niemało tego rodzaju rzeczy czeka na odkopanie, na wydobycie z książek, internetu i z „krzyżówki” niewyraźnych wspomnień.
Swoją drogą, na Wikiźródłach znaleźć można mnóstwo mniej znanych utworów ze wspaniałej przeszłości naszej literatury, w tym z okresu ważnego dla kształtowania się współczesnego języka polskiego, czyli z wieku XIX i z początków wieku XX (Prus, Reymont, Orzeszkowa, Sienkiewicz, Konopnicka, Kraszewski i inni mniej znani, których teraz można poczytać, np. Władysław Orkan).
„Wiersz jest jedynym utworem poetyckim tego autora, który cieszył się popularnością i nie został zapomniany. Inne wiersze tego autora, w przeciwieństwie do prozy, nie miały powodzenia wśród czytelników.” /wikipedia/
Józef Ignacy Kraszewski – „Dziad i baba” (1838)
Był sobie dziad i baba,
bardzo starzy oboje.
Ona kaszląca, słaba,
on skurczony we dwoje.
Mieli chatkę maleńką,
tak starą jak oni.
Jedno miała okienko
i jeden był wchód do niej.
Żyli bardzo szczęśliwie,
spokojnie jak w niebie.
Czemu ja się nie dziwię,
bo przywykli do siebie.
Tylko smutno im było,
że umierać musieli,
że się kiedyś mogiłą
długie życie rozdzieli.
I modlili się szczerze,
aby Bożym rozkazem,
kiedy śmierć ich zabierze
brała oboje razem.
„Razem! to być nie może,
ktoś choć chwilą wprzód skona”
„Byle nie ty nieboże”,
„Byle tylko nie ona”.
„Wprzód umrę – woła baba –
jestem starsza od ciebie,
co chwila bardziej słaba,
zapłaczesz na pogrzebie”.
„Ja wprzódy, moja miła,
ja kaszlę bez ustanku
i zimna mnie mogiła
przykryje lada ranku”.
„Mnie wprzódy” „Mnie, kochanie”.
„Mnie mówię” „Dość że już tego,
dla ciebie płacz zostanie”.
„A tobie nic? Dlaczego?”
I tak dalej i dalej,
jak zaczęli się kłócić,
tak się z miejsca porwali,
chatkę chcieli porzucić.
Aż do drzwi
„puk” powoli.
„Kto tam?”
„Otwórzcie proszę,
posłuszna waszej woli,
śmierć jestem – skon przynoszę”.
„Idź babo drzwi otworzyć!”
„Ot to: idź sam, ja słaba,
ja pójdę się położyć”,
odpowiedziała baba.
„Fi! śmierć na słocie stoi
i czeka tam nieboga”,
„Idź otwórz z łaski swojej”,
„Ty otwórz moja droga”
Baba za piecem z cicha
kryjówki sobie szuka,
dziad pod ławę się wpycha,
a śmierć stoi i puka.
I byłaby lat dwieście
pode drzwiami tam stała,
lecz znudzona nareszcie
kominem wleźć musiała.
Autor ilustracji: Piotr Stachiewicz (1858-1938) / źródło
Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą;
każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu.
Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi,
Europa będzie pomniejszona,
tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek,
włość twoich przyjaciół czy twoją własną.
Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie,
albowiem jestem zespolony z ludzkością.
Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.
Z wstydem poczęty człowiek, urodzony
Z boleścią, krótko tu na świecie żywie,
I to odmiennie, nędznie, bojaźliwie;
Ginie, od słońca jak cień opuszczony.
„Nie mają nawet porządnych wnętrzności.
Nie wiedzą, co to płeć, dzieciństwo, starość.
Może nawet nie wiedzą czy są – czy ich nie ma.
A jednak decydują o naszym życiu i śmierci.”
– fragment wiersza „Mikrokosmos” Wisławy Szymborskiej
Wegetujące bezrefleksyjnie mikroby niczym pazerni i głupi politycy. Obie grupy, w niesprzyjających okolicznościach, potrafią zatruć nam życie. I jakże ważne w tym naszym życiu jest posiadanie porządnych wnętrzności czy głębokiego wnętrza.
Wisława Szymborska – „Mikrokosmos” (wyd. 2009)
Kiedy zaczęto patrzeć przez mikroskop,
powiało grozą i do dzisiaj wieje.
Życie było dotychczas wystarczająco szalone
w swoich rozmiarach i kształtach.
Wytwarzało więc także istoty maleńkie,
jakieś muszki, robaczki,
ale przynajmniej gołym ludzkim okiem
dające się zobaczyć.
A tu nagle, pod szkiełkiem,
inne aż do przesady
i tak już znikome,
że to co sobą zajmują w przestrzeni,
tylko przez litość można nazwać miejscem.
Szkiełko ich nawet wcale nie uciska,
bez przeszkód dwoją się pod nim i troją
na pełnym luzie i na chybił trafił.
Powiedzieć, że ich dużo – to mało powiedzieć.
Im silniejszy mikroskop,
tym pilniej i dokładniej wielokrotne.
Nie mają nawet porządnych wnętrzności.
Nie wiedzą, co to płeć, dzieciństwo, starość.
Może nawet nie wiedzą czy są – czy ich nie ma.
A jednak decydują o naszym życiu i śmierci.
Niektóre zastygają w chwilowym bezruchu,
choć nie wiadomo, czym dla nich jest chwila.
Skoro są takie drobne,
to może i trwanie
jest dla nich odpowiednio rozdrobnione.
Pyłek znoszony wiatrem to przy nich meteor
z głębokiego kosmosu,
a odcisk palca – rozległy labirynt,
gdzie mogą się gromadzić
na swoje głuche parady,
swoje ślepe iliady i upaniszady.
Od dawna chciałam już o nich napisać,
ale to trudny temat,
wciąż odkładany na potem
i chyba godny lepszego poety,
jeszcze bardziej ode mnie zdumionego światem.
Ale czas nagli. Piszę.
***
Drogi mały robaczku,
którego nie wiem czemu nazywano muszką,
tego wieczoru niemal w ciemności,
kiedy czytałem Deuteroisaia,
zjawiłaś się tuż obok mnie,
lecz nie miałaś okularów,
nie mogłaś mnie zobaczyć,
ani też ja nie mogłem bez tego odblasku,
rozpoznać w mroku ciebie.
/napisał Eugenio Montale, tłum. Urszula Kozioł/
/z cyklu „Xenia”, 1963/
Autorka: Charlotte Bird – „Bedtime Story”
„Deutero-Izajasz (rozdziały 40-55, nazywane ‚Księgą pocieszenia’) zapowiada wyzwolenie z niewoli babilońskiej, datowany na połowę V wieku p.n.e.” /źródło: wikipedia/
Wiem, czyj to las: znam właścicieli.
Ich dom jest we wsi; gdzieżby mieli
Dojrzeć mnie, gdy spoglądam w mroku
W ich las, po brzegi pełen bieli.
Koń nie wie, czemu go w pół kroku
Wstrzymałem: żadnych zagród wokół;
Las, lód jeziora – tylko tyle
W ten najciemniejszy wieczór roku.
Dzwonkiem uprzęży koń co chwilę
Pyta, czy aby się nie mylę.
Tylko ten brzęk – i świst zawiei
W sypiącym gęsto białym pyle.
Ciągnie mnie w mroczną głąb tej kniei,
Lecz woła trzeźwy świat nadziei
I wiele mil od snu mnie dzieli,
I wiele mil od snu mnie dzieli.
/napisał Robert Frost (1874-1963)/ /tłumaczył Stanisław Barańczak/
Stopping By Woods On A Snowy Evening
Whose woods these are I think I know. His house is in the village, though;
He will not see me stopping here
To watch his woods fill up with snow.
My little horse must think it’s queer
To stop without a farmhouse near
Between the woods and frozen lake
The darkest evening of the year.
He gives his harness bells a shake
To ask if there’s some mistake.
The only other sound’s the sweep
Of easy wind and downy flake.
The woods are lovely, dark, and deep,
But I have promises to keep,
And miles to go before I sleep,
And miles to go before I sleep.
***
Najciemniejszy wieczór w roku… może właśnie Wigilia. Jego dom jest we wsi… kościół, dom Boga. I mile drogi bezsennej do Snu Wiecznego… /taką interpretację kiedyś znalazłam/