Zima piękna i tajemnicza, zupełnie odmieniająca krajobraz; jedyna pora roku przychodząca z „innego świata”. Momentami przenosząca do krainy dzieciństwa, jak żaden inny okres.

Po przerwie grypowo-przeziębieniowej planuję przywrócić do bloga do regularnego działania.
Pomysły na porady noworoczne, jakie krystalizowały się w mojej głowie, przymarzły do mroźnych dni stycznia i już tam zostały. Nawet nie wiem, czy jest sens to wszystko sobie przypominać – za około miesiąc astronomiczna wiosna.
Koniec roku zawsze pełen oczekiwania. Czeka się na Nowy Rok, snuje plany, wierzy że będzie lepiej, dużo lepiej, albo nie będzie gorzej. Pragniemy spokoju i prawdy. A potem szczęścia i dobrobytu. I często mam wrażenie, że żadne porady nikogo do tego nie zbliżą, każdy musi szukać sam, obserwując życie. Swoje i innych.

Po Nowym Roku były Walentynki… Po święcie nadziei, święto miłości. Tak spokrewnione święta w bliskiej odległości kalendarzowej. Pewnie ma to wielorakie przyczyny.
Google przygotował w tym roku aż trzy „doodle” na Walentynki. Mnie zauroczyła poniższa animacja, choć wcale nie występuje na liście doodli, gdzie jej tylko jedna walentynkowa.
Dobry koncept + odpowiednia forma = urok
UZUPEŁNIENIE
Bardzo krókie wpisy z obrazkami, czy same obrazki, umieszczałam przez ten okres na mikroblogu na Facebooku i Twitterze. Choć planuję kiedyś przenieść to wszystko tutaj.