Z powodu smutku przejściowej choroby, jak i ciemnych zimowych wieczorów, postanowiłam przeczytać coś komicznego i epickiego zarazem. A więc są to „Martwe dusze” Gogola, po raz drugi, po kilkunastu latach. Już pierwsza strona mnie rozbawiła, potem też było ciekawie, jak to u Gogola, zdziwił mnie natomiast trochę pewien szczegół w tłumaczeniu Władysława Broniewskiego. Może ktoś mi wyjaśni, jakie urządzenie na początku XIX wieku, w Rosji, posiadało regulator głośności. Katarynka, która zresztą pojawia się potem w tym dziele, czy coś innego?
„Dzień, zdaje się, został zakończony porcją zimnej cielęciny, butelką kwasu musującego i mocnym snem na cały regulator, jak się wyrażają w niektórych miejscowościach obszernego państwa rosyjskiego.”